Powstanie Warszawskie oczami mieszkańców Pragi

wpis w: O wojnie, Wspomnienia | 0

Fragmenty wspomnień pochodzą z publikacji „Mieszkańcy Warszawy w czasie Powstania 1944”. Jest to czwarty zeszyt z serii „Z Archiwum Historii Mówionej”. Prezentowane są w nich fragmenty relacji ze zbiorów Archiwum Historii Mówionej Domu Spotkań z Historią i Ośrodka KARTA. Publikacje można nabyć w księgarni Domu Spotkań z Historią.

Anna Gulmantowicz (ur. 1925)
„Przyjechałam do Warszawy na samo powstanie. Pierwszego sierpnia Niemcy jeszcze byli na Pradze, okopali się na Wale Miedzeszyńskim i podzielili Saską Kępę na dwa rejony. Od Wału Miedzeszyńskiego do Francuskiej wysiedlili całą ludność. (…) Wszystkich mężczyzn zgrupowali na ulicy 11 Listopada, skąd młodszych wysyłali do obozu, starszych gdzieś indziej… Niektórym udało się uciec. Kobiety zawieźli na ulicę Skaryszewską. Uciekłam stamtąd i w nocy pod drutami przedostałam się do tej strefy, gdzie nie wolno było przebywać, do matki. Ukryła mnie w piwnicy, w olbrzymiej skrzyni, zasypała węglem. Niemcy chodzili z psami – one świetnie wyczuwały, gdzie jest człowiek. Ale mnie nie znalazły.”

Danuta Tyszyńska-Kownacka (ur. 1926)
„To była ostatnia zbiórka przed powstaniem. Wszystkie dziewczyny zostały przydzielone do lewobrzeżnej Warszawy, a ja, jako łączniczka, na Pragę. Szalałam z rozpaczy, ale nie mogłam nic na to poradzić, to był rozkaz. Miałam już wcześniej kontakt z praskim zespołem, raz czy dwa byłam na zbiórce w mieszkaniu na ulicy Targowej. Mimo to błagałam drużynową: Pozwól mi zostać z wami. (…) Kategorycznie odmówiła.(…) To było na jakieś trzy godziny przed powstaniem. Zanim stamtąd wyszłam, drużynowa powiedziała: Wiesz co? Weź jeszcze meldunek, który zaniesiesz na Stare Miasto. – Tak cudownie! Ale wtrąciła się Danka Cieślikowska: Nie dawaj jej tego meldunku, bo ona nie zdąży na Pragę. Myślałam, że ją zamorduję…
Pobiegłam do domu. Jeszcze na Nowym Zjeździe spotkałam matkę mojej koleżanki, mówi: Co ty robisz, o tej porze lecisz przez most Kierbedzia?
Miałam dwa warkoczyki i bardzo młodo wyglądałam, mimo że była już w pierwszej klasie liceum. Na moście stały wyłącznie niemieckie patrole, ale żaden mnie nie zatrzymał. W ustalonym terminie miałam się pojawić w domach kolejowych na ulicy Targowej. Tam mieli mi wyznaczyć zadania jako łączniczce. Kiedy wyruszyłam, wszystkie bramy były już pozamykane. Kule latały wkoło mnie, dosłownie. Chciałam się schować w jednej z bram, myślałam, że ją uchylą i wejdę na chwilę, żeby odpocząć, ale nikt nie otworzył. I tak leciałam od jednego wyłomu bramy do drugiego. Najgorsza była Targowa, kule latały gęsto i właściwie nie było żadnej osłony od strony lewobrzeżnej Warszawy. Ale dotarłam szczęśliwie.
Weszłam do tego mieszkania, zameldowałam się. Przy stole siedziała jakaś panienka i jadła obiad. Krew mnie zalała, nie mogłam sobie darować, że zgodziłam się na tę Pragę. Dziewczyna mówi: Druhno, ja nie mam żadnego kontaktu z nikim. Niech druhna wraca do domu. – Ale ja pod kulami przyszłam. – No to druhna tak samo wróci.

Henryk Wasilewski (ur. 1924)
„Znalazłem się w jednej z grup mężczyzn wysiedlonych z Pragi. Miałem tylko to, co na sobie, włącznie z jesionką, którą ktoś mi podarował. Do tego jakiś dokument i kawałek chleba – to był cały mój majątek.
Szliśmy pieszo w kierunku Pomiechówka. Tam mieliśmy mieć postój To jest trzydzieści parę, czterdzieści kilometrów za Warszawą. Było ciepło. Widzieliśmy jak armia pancerna zbliża się do miasta.
W Pomiechówku zamknęli nas w forcie. Przesiedzieliśmy tam w ciemnościach aż do rana. Rano nie dali ani jeść, ani pić, pognali do Zakroczymia. Tam znowu kilka dni trzymali nas w forcie, bez jedzenia i picia. Ludzie, którzy mieszkali na trasie naszego przemarszu, starali się pomóc, chociaż sami niewiele mieli (…)
Z Zakroczymia pognali nas do Modlina. Było tam polowe lotnisko, z którego startowały samoloty na Warszawę. Przeklinaliśmy ich: a żebyście nie dolecieli, a niech was szlag trafi… Z Modlina przeprowadzili nas na takie boczne torowisko i tam trzymali przez wiele godzin. Późno wieczorem podjechał pociąg towarowy. Zapakowali nas i powieźli na roboty do Niemiec.”

Michał Fertak
„Powstanie na Pradze stłumiono po kilku dniach. Niemcy założyli blokadę na całą dzielnicę: wprowadzili bardzo wczesną godzinę policyjną, zakaz przemieszczania się i tak dalej, więc jedyne, co nam pozostało, to przebywanie w swoich domach i wpatrywanie się w łuny unoszące się nad lewobrzeżną Warszawą…
Życie koncentrowało się na zdobyciu żywności i innych środków do życia. Zdarzały się przypadki rozbijania przez Niemców niektórych fabryk, z czego korzystali warszawiacy. Pamiętam zniszczoną fabrykę „Adamczewski” – widziałem tłumy ludzi wynoszące ogromne połacie mydła, całe blaty, można powiedzieć. Myśmy w tym nie uczestniczyli, gdyż istniała obawa – uzasadniona zresztą – że Niemcy będą strzelać do ludzi.
Skrzyżowanie ulic Grodzieńskiej i Śnieżnej. Esesmani chodzili po domach i wyciągali mężczyzn, głównie młodych. Pech chciał, że wzięli i mnie. Podobno ukradziono im z samochodu pistolet i za wszelką cenę chcieli go odzyskać, a także złapać tego, który tę broń ukradł.
Ustawiono nas na sąsiedniej posesji pod ścianą. Jeśli nie wydamy sprawcy, to nas rozstrzelają. Byłem w białej koszuli, przez co wpadłem im w oko – podobno ten, który ich okradł, był w takiej koszuli… (…)
Ponieważ zbliżał się wieczór i robiło się chłodno, mama przyniosła mi bluzę. Biała koszula zniknęła i Niemcy przestali mnie zauważać. W pewnej chwili, korzystając z zamieszania, wyskoczyłem na ulicę i pobiegłem w stronę nasypu kolejowego. Dobiegłem do bazyliki Najświętszego Serca Jezusowego i ukryłem się w jej podziemiach. Schroniła się tam masa ludzi. Do domu wróciłem następnego dnia, kiedy Niemcy już odjechali. Podobno zastrzelili sprawcę tej kradzieży, gdy wracał do mieszkania na ulicy Radzymińskiej 47. Wszystkich tych, których wcześniej trzymali na podwórzu, puścili wolno.”

Władysław Kornblum (1932-2012)
„Kiedy wybuchło powstanie, byłem na Pradze, u rodziny Durjaszów, która mnie ukrywała. Zaczęło się bombardowanie i wszyscy uciekli do schronu dzielnicowego. Ja zostałem, bo co oni mogli zrobić z żydowskim chłopcem? Zostałem w tym baraku sam jeden. To było okropne, nie miałem co jeść. Na podwórzu rosły śliwy, więc zacząłem się nimi żywić. Po kilku dniach przyszedł Kazimierz Durjasz i mówi: Nie mam serca zostawić dziecka samego. I wziął mnie ze sobą do schronu. Ludziom powiedzieli, że jestem jakimś krewnym z Warszawy, który dostał się na Pragę i właśnie mnie znaleźli.
W schronie było dużo rodzin. Wszyscy się modlili, czytali litanie. Była taka sytuacja, że każde dziecko czytało jakieś …módl się za nami… itd. Przyszła moja kolej i czytałem najlepiej. Durjaszowa powiedziała: Nie wolno ci czytać, bo od razu się domyślą, że jesteś Żydem. Za dobrze czytasz. Strasznie mnie pobiła, poharatała mi palce. Miała racje, ale nie musiała mnie bić. Od tamtej pory nie czytałem już litanii.”

Alina Krajewska (1921-2003)
„Na Pradze nie było wielkich walk, ale Niemcy strzelali do bram, do okien, więc w sumie było dużo rannych. Nosiliśmy ich do szpitala Przemienienia Pańskiego. Dwudziestego sierpnia Niemcy zajęli nasz punkt sanitarny na ulicy Targowej i zabrali mnie tak, jak stałam: w fartuchu, czepku i najstarszych butach, jakie miałam. Trafiłam do obozu koncentracyjnego Mauthausen.”

Janusz Domański
„Kiedy przyszło zawiadomienie, że wszyscy mężczyźni powyżej 16 roku życia, pod groźbą rozstrzelania, mają opuścić domy i stawić się w określonym dniu i miejscu, ojciec powiedział: Ubierzesz się w krótkie spodenki i nikt nie będzie wiedział, że masz 17 lat. Rzeczywiście, wyglądałem bardzo młodo, na czternaście, piętnaście lat. Ale powiedziałem, że nie chcę być rozstrzelany i poszedłem z wujami. Natomiast ojciec został i udawał psychicznie chorego. W dzieciństwie przeszedł bardzo ciężką operację trepanacji czaszki i ponieważ po zabiegu nie poddał się operacji plastycznej, miał w głowie, za uchem, otwór. Pomalował to miejsce jodyną, przez co bardzo się zaczerwieniło. Kiedy Niemcy chodzili po domach, zobaczyli nienormalnego człowieka, który bełkotał i coś pokazywał. Machnęli na niego ręką – chory, starszy człowiek. W 1944 roku ojciec miał zaledwie 40 lat, ale zapuścił sobie brodę i wyglądał na skończonego dziada. Dzięki temu został. (…)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *