Część z Was być może kojarzy postać Tadeusza Rolke, część zapewne nie. Dlatego śpieszę z krótkim objaśnieniem kim był, co ma wspólnego z Pragą i dlaczego postanowiłam o nim napisać.
Tadeusz Rolke jest jednym z najwybitniejszych polskich fotografów, uznawany jest przez wielu za prekursora polskiej fotografii reportażowej. Urodził się 24 maja 1929 roku w Warszawie. W czasie wojny jako nastolatek był członkiem Szarych Szeregów. Powstanie warszawskie spędził na Sadybie, krótko działał jako łącznik. Wykonuje reportaże, fotografie modową, portretową, akty… Jeśli chcecie lepiej go poznać, polecam Wam film „Dziennik z podróży” który opowiada o tym jak Rolke wraz z uczniem wyruszają portretować mieszkańców małych miejscowości.
Rolke został aresztowany pod sfingowanym zarzutem uczestnictwa w nieistniejącej de facto „organizacji przestępczej” Władysława Jaworskiego, pod nazwą Ruch Uniwersalistów – mającej na celu obalenie ustroju państwowego – oraz przechowywania materiałów działających na szkodę państwa (broszury pożyczonej z ambasady amerykańskiej). Sfingowana przez Urząd Bezpieczeństwa i prokuraturę sprawa to typowy stalinowski przykład totalitarnego państwa w działaniu. Przez 9 miesięcy śledztwa, od czerwca’52 do sierpnia’53, Rolke jest więziony w tzw. Toledo przy ulicy Ratuszowej w Warszawie. Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego skazany na 7 lat więzienia, z artykułu 82., zostaje osadzony w Barczewie, gdzie spędza 2 miesiące, a następnie trafia do Iławy. Zwolniony warunkowo na mocy amnestii wraca do Warszawy we wrześniu 1954 roku.
Fotograf po latach powrócił do Toledo i wykonał reportaż ukazujący jak wówczas wyglądało więzienie (było to wówczas więzienie dla kobiet).
![](http://napradze.waw.pl/wp-content/uploads/2017/07/z14168268VPraskie-wiezienie-na-zdjeciu-Tadeusza-Rolkego-z-19.jpg)
Obecnie po dawnym więzieniu nie pozostał niemal żaden ślad, w miejscu dawnego więzienia wybudowano osiedle, a tragiczną historię tego miejsca upamiętnia pomnik.
Niedawno przeczytałam stosunkowo świeżą autobiografię Tadeusza Rolke: „Tadeusz Rolke. Moja namiętność”. Ma ona formę wywiadu. Poruszanych jest wiele wątków: historie miłosne (przyznam, że mnie nieco męczyło czytanie tych opisów podbojów miłosnych :P, historie związane z fotografią, początkami i późniejszym przebiegiem jego kariery fotograficznej. Zawartych jest również kilka wątków historycznych m.in. czas wojny, czasy powojenne, PRL.
Tak Tadeusz Rolke wspomina swój pobyt w więzieniu „Toledo”:
„Jak trafiłeś do więzienia?
Przyjechali po mnie w nocy do domu z nakazem rewizji. Marszałkowska 4 mieszkania 8. Z dozorczynią przyszli, bo mieli taki obowiązek. Dokładnie przeszukali mały pokój. Zabrali druki, które kiedyś przyniosłem z biblioteki ambasady amerykańskiej, listy, zdjęcia i hełm powstańca znaleziony w ruinach Warszawy. (…)
Zawieźli mnie na Ratuszową samochodem marki Skoda. Koło koszar skręcili w wąską uliczkę zakończoną metalową bramą. To było więzienie śledcze NKWD i UB, pomalowane całe na biało, ogrodzone murem wysokim na jakieś 3 metry z drutem kolczastym. W narożnikach znajdowały się wieże strażnicze z reflektorami. To był teren dawnych koszar.
Powiedzieli, za co cię aresztowali?
Nie.
A co?
„Musimy was zabrać na przesłuchanie”. Mamie powiedzieli, że wrócę rano.
(…)
Ile siedziałeś?
W Toledo? Dziewięć miesięcy. (…) Nie miałem kontaktu z rodziną, nie było widzeń, nie dostawałem listów.
Kim byli inni więźniowie?
Cały przekrój społeczny: inteligencja, chłopi, klasa robotnicza, inicjatywa prywatna, świadek Jehowy, ksiądz, kryminalista, żołnierz, który po pijanemu wyjął pistolet maszynowy i zaczął strzelać. Mnóstwo więźniów politycznych.
(…)
O której wstawaliście?
O szóstej.
I co potem?
Ubieranie. Sprzątanie. Apel. I śniadanie: zbożowa kawa i czarny chleb. Czasami kawałek margaryny.
Jak wyglądał dzień?
W śledczym się nie pracuje. Dzień spędzaliśmy na opowieściach.(…)
Między celami porozumiewaliśmy się alfabetem Morse’a, mieliśmy łączność nawet z ostatnią, mówiło się: podaj dalej do Franka w siódemce, i depesza stukana była przez kilka cel. Klawisze nie mieli na to sposobu, nie mogli przecież rozebrać ścian.
Od czasu do czasu brali kogoś na śledztwo. Otwierały się drzwi i klawisz krzyczał: „Na R!”. Dwóch nas było w celi na „R”. Rojewski, ten beznadziejny milicjant z Piaseczna, i ja. „Rojewski?”. „Nie. Rolke, wychodzić!”. Klawisz zamykał drzwi. Szedł korytarzem. Stukał kluczami w kraty i drzwi, że prowadzi więźnia, żeby nikogo nie spotkać, nie zobaczyć. Cały dzień to słychać w więzieniu.
Wpierw: „Czekać przed drzwiami”. Potem: „Wchodźcie!”. No i trzeba się zameldować, stojąc przy drzwiach na baczność: „Obywatelu poruczniku, podejrzany Rolke melduje swoje przyjście”. „Siadajcie Rolke”. I zaczyna się wałkowanie, ciekawsze albo mniej ciekawe: „No, a jak to było, coo? A ten Władysław to nie namawiał was, coo?” „Aha, a ja tu mam inne zeznanie”.
(…)
A jak wyglądał pokój śledczego?
Normalna cela, kraty w oknach. Wydaje się trochę większa, bo było w niej mało mebli: biurko i stołek.
Dwa stołki?
No tak, jeden dla ciebie, bo śledczy każe ci siedzieć z daleka, przy wejściu.
Ile metrów od niego?
Cztery.
Dlaczego?
Żeby nie zaglądać śledczemu w akta. Raz siedziałem trochę bliżej i jak tylko wszedłem, zobaczyłem, że na jego biurku leży „Trybuna Ludu”. Gdy on wyszedł na chwilę, wstałem i przeczytałem tytuł cover story: „Stalin chory”. Opowiedziałem o tym w celi i kiedy na drugi czy trzeci dzień zapowiedzieli, że w południe będzie wyła syrena i mamy wszyscy kłaść się na podłogę, już wiedzieliśmy, że Stalin zmarł. (…)
Co się działo po przesłuchaniu?
O dwunastej był obiad.
Co było na obiad?
Zupa.
Tylko zupa?
Tylko. Okropna na ogół, jedyną dobrą zupą była grochówka. Najgorsza to „kwiaty polskie”, czyli zgniłe, rozgotowane jarzyny okraszone zjełczałym olejem rzepakowym. (…)
Dodaj komentarz